Powrót do DESA.PL
30 of Liczba obiektów: 76
30
Zofia Artymowska | "Poliformy CXI", 1985
Estymacja:
40,000 zł - 60,000 zł
Sprzedane
35,000 zł
Aukcja na żywo
Sztuka Współczesna. Klasycy Awangardy po 1945
Wymiary
73 x 74 cm
Opis
akryl/płótno, 73 x 74 cm, sygnowany, datowany i opisany na odwrociu: 'Zofia ARTYMOWSKA | Poliformy CXI, 1985 | akryl | kompozycja wielokierunk.'

Opłaty:
- Do kwoty wylicytowanej doliczana jest opłata aukcyjna. Stanowi ona część końcowej ceny obiektu i wynosi 20%.
- Do kwoty wylicytowanej doliczona zostanie opłata z tytułu "droit de suite". Dla ceny wylicytowanej o równowartości do 50 000 EUR stawka opłaty wynosi 5%. Opłata ustalana jest przy zastosowaniu średniego kursu euro ogłoszonego przez NBP w dniu poprzedzającym dzień aukcji.


„Lubię sytuacje graniczne, kiedy obraz napomyka o jakiejś sprawie w sposób wieloznaczny, kiedy uświadamia dwie różne rzeczy jednocześnie, kiedy umożliwia widzowi balansowanie na pograniczu kilku możliwych interpretacji w całkowicie odmiennych ‘rejestrach’. Mówi się potocznie, że taka sytuacja zachodzi zawsze, odkąd obraz jest płaszczyzną płótna i zarazem wyobrażeniem form trójwymiarowych (realnych czy nierealnych), ale nie o tym chcę tu mówić. Chodzi o wyższy jakby, szczególny stan podwójnych znaczeń, właściwych dziełu. Stan ten cechuje malarstwo Zofii Artymowskiej.

Faktem jest, że Artymowska rozpatruje najwytrwalej i najbardziej wnikliwie problem przestrzeni trójwymiarowej. Powtarza wielokrotnie takie formy o kształcie naśladującym walce, które dzięki iluzji bryłowatości rozbijają płaszczyznę, wciągają wzrok w głąb, ustalają porządki perspektywiczne. Co więcej, sugerują swoistą hierarchię wzajemnych odległości i proporcji. Obrazy Zofii Artymowskiej przez proporcje tych walców dyktują widzowi przyjęcie realnej a wyimaginowanej skali – jakiegoś mechanizmu, jakiejś metropolii czy skali, powiedzmy: planety. Walce te, kiedy bywają zrozumiane jako część mechanizmu – nie są jedynie dowolnym wytworem natrętnej wyobraźni widza, zakotwiczonej na stałe w realności, lecz przeciwnie, stanowią świadomie użyty przez autorkę repertuar aluzji do wyjętych z kontekstu fragmentów świata rzeczywistego. Tę aluzyjność podkreśla autorka ustawicznie, choćby przez wycyzelowanie poszczególnych odcinków aż do metalicznego połysku jakby wypolerowanej okrągłości. Dlaczego jednak autorka, można by zapytać, nie idzie dalej i tym cylindrom tak sugerującym sprawność, perfekcję, nie dodaje jeszcze np. zaworów, przekładni, nie zaopatruje ich w tablice rozdzielcze, czyli nie tworzy pejzażu przemysłowego? Bo chodzi jej o coś całkowicie innego, chodzi o to, aby systemem skojarzeń pobudzić widza i, nie poprzestając na tym, skierować go na aluzje jej zdaniem istotniejsze, bardziej otwarte, które ćwiczą sprawność percepcji wzrokowej, aluzje do uogólnionego, wynikającego z doświadczenia poczucia przestrzennego. (…)

Fakt, że artystka chce, żeby jej sztuka komentowała z dala inną sztukę, wydaje mi się najbardziej bezsporny wtedy, kiedy oglądam jej obrazy największe rozmiarami, najbardziej barwne, najbardziej ‘świąteczne’ aż do pewnej euforii. Czyni tam aluzję – zwykle z odcieniem ironii – do malarstwa amerykańskiego lat 60., do jego gigantycznych rozmiarów, do ujarzmiających wzrok pasów, deseni, tęcz, rozbłysków, zórz, czyli do tego malarstwa, które nazwano ‘hard edge’ ‘Big Show’, ‘Disneyland’ i które nawiasem mówiąc, odezwało się w naszym kraju strawersowane na przykład w niektórych dekoracjach festiwali na estradach, czego świadomość Artymowska daje do zrozumienia. Artystka czyni też w niektórych swych obrazach aluzję do kolorystyki malarzy z tego środowiska, a także takich jak James Rosenquist, drwiąc sobie jawnie z kolorystyki jasnej, rozbielonej, rodem z plansz reklamowych, kremów owocowych i lodów. Robi to z taką dyskrecją, że niełatwo to w szczegółach wykazać i mój wywód już słowami tę dyskrecję burzy, ale przecież mamy tu do czynienia z taką trafnością i nieraz humorem, że nie sposób tę obserwację pominąć.

Ta gra wtajemniczenia odzywa się także i w innych odniesieniach. Na przykład z jawnej satysfakcji wynikłej stąd, że i w pewnych obrazach Fernanda Légera połyskiwały podobne metaliczne formy jakby rur i bloków: gdzie indziej w obrazach artystki pojawia się zielona, bujna, lekko przebielona trawka, o której wiemy przecież, że jest ‘impresjonistyczna’. Gdzie indziej wyczuwamy, że Artymowska chciała na swój sposób oddać hołd twórcom malarstwa konstruktywistycznego. Gra jest tym bardziej czysta, że artystka nie posługuje się gotowymi motywami, ale własną abstrakcyjną kompozycję przetyka jedynie sporadycznie oderwanymi wątkami – czy to koloru, czy wykończenia jakiejś formy geometrycznej, integrując je z całością kompozycji i z historią swego własnego malarstwa. Nie muszę dodawać, że cenię tego rodzaju uczestnictwo świadomości o malarstwie w procesie twórczym i taką właśnie jego dyskretną manifestację. Tę samą powściągliwość i zarazem konsekwencję cenię w obrazach Artymowskiej mających za temat przede wszystkim problem iluzji przestrzennej, czy też problem równowagi i harmonii utrzymanej między cegiełkami złożonych struktur”.

Urszula Czartoryska, wstęp do katalogu wystawy indywidualnej „Zofia Artymowska”, Związek Polskich Artystów, Biuro Wystaw Artystycznych w Łodzi, Łódź 1974.
Studiowała w latach 1945-50 na Wydziale Malarstwa krakowskiej ASP, uzyskując dyplom w pracowni E. Eibischa. W l. 1950-51 była asystentką w macierzystej uczelni, a w latach 1952-55 na Wydziale Malarstwa ASP w Warszawie. Równocześnie w 1953-56 wraz z mężem Romanem pracowała przy polichromii odbudowywanych kamieniczek Starego i Nowego Miasta, za co w 1953 otrzymała nagrodę państwową II st. (zespołową). Od 1957 wykonywała kompozycje niefiguratywne w mozaice ceramicznej i równolegle monotypie. Podczas kilkakrotnych dłuższych pobytów w Iraku wykładała w uczelniach artystycznych w Bagdadzie (1959-60, 1964-68, 1977-79). Od 1971 uczyła też we wrocławskiej PWSSP. W 1970 zainaugurowała swój główny cykl malarski,"Poliformy". Obrazy Artymowskiej są studiami przestrzeni malarskiej. Artystka „badała” w nich podział kompozycji, możliwość zestawienia różnych form. Dzięki tym eksperymentom Artymowska doszła do Poliform. Punktem wyjścia stała się dla niej forma walca – jako jednostka lub część maszyny. Poliformy tworzone były z matematyczną dokładnością, wyliczeniem miejsca każdego elementu. Powstawały w postaci obrazów (oleje, akryle) a także w rysunkach, grafikach, collages. Interesujący efekt dało połączenie poliformowych rysunków bądź serigrafii z fotografiami – co ważne często fotografiami ilustrującymi krajobraz, architekturę Bliskiego Wschodu. Rzeczywiste widoki wtopione zostały w wyimaginowaną matematyczną przestrzeń skonstruowaną przez artystkę. Od lat osiemdziesiątych zamieszkała wraz z mężem w Łowiczu, w odrestaurowanym własnymi siłami pałacyku.

Description:
"Polyforms CXI", 1985
acrylic/canvas, 73 x 74 cm; signed, dated and described on the reverse: 'Zofia ARTYMOWSKA | Poliformy CXI, 1985 | akryl | kompozycja wielokierunk.'

Additional Charge Details
- In addition to the hammer price, the successful bidder agrees to pay us a buyer's premium on the hammer price of each lot sold. On all lots we charge 20 % of the hammer price.
- To this lot we apply 'artist's resale right' ('droit de suite') fee. Royalties are calculated using a sliding scale of percentages of the hammer price.

Technika
akryl/płótno
Sygnatura
sygnowany, datowany i opisany na odwrociu: 'Zofia ARTYMOWSKA | Poliformy CXI, 1985 | akryl | kompozycja wielokierunk.'
Proweniencja
kolekcja prywatna, Warszawa